Zamknij

Niedźwiedź zaatakował aktywistę. Nowe fakty!

15:12, 15.11.2023 Aktualizacja: 10:56, 16.11.2023
Skomentuj

Mężczyzna, który został w niedzielę zaatakowany przez niedźwiedzia w Bieszczadach był aktywistą z Inicjatywy Dzikie Karpaty.

- Czujemy się źle z sytuacją, w której, działając z dobrych pobudek, zakłóciliśmy spokój niedźwiedzia - powiedział PAP Łukasz Synowiecki, który towarzyszył poranionemu mężczyźnie.

O tym, że dwaj mężczyźni, z których jeden został zaatakowany przez niedźwiedzia to aktywiści z Inicjatywy Dzikie Karpaty poinformowało w komunikacie Nadleśnictwo Lutowiska.

Leśnicy podkreślili, że gawra, w pobliżu której niedźwiedź zaatakował była im znana od stycznia br.

- Wówczas nie stwierdzono bytowania w niej niedźwiedzia. Od maja, czyli po okresie gawrowania prowadzono w tej okolicy prace hodowlane, wyłączając z nich okolice samej gawry. W sierpniu tego roku otrzymaliśmy pismo od Inicjatywy Dzikie Karpaty i Fundacji Siła Lasu, o konieczności natychmiastowego wstrzymania wszelkich zabiegów gospodarki leśnej w tym wydzieleniu leśnym - napisali przedstawiciele Nadleśnictwa.

W sierpniu do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Rzeszowie wpłynął wniosek od aktywistów o utworzenie strefy ochronnej wokół miejsca gawrowania niedźwiedzia. Jak zaznaczyli leśnicy, zgodnie z zaleceniami RDOŚ do 31 października br. ,,zakończono prace w tym wydzieleniu i powieszono fotopułapkę, która miała monitorować okolice gawry".

Zdjęcie z tej fotopułapki opublikował w środę na platformie X rzecznik prasowy Lasów Państwowych Michał Gzowski. Na fotografii widać moment ataku niedźwiedzia na mężczyznę.

- Fotopułapka uchwyciła atak niedźwiedzia na ekoaktywistę. Chciał udowodnić, że gawra jest pusta, bo leśnicy zniszczyli jego siedlisko. Niezła ironia losu - pseudoekolodzy szczuli na leśników, GOPR i policjantów, a teraz ci ludzie ratują im życie. Będzie Nagroda Darwina? - napisał Gzowski.

Nadleśnictwo podkreśliło we wpisie, że aktywiści wiedzieli, że trwa procedura w sprawie utworzenia strefy ochronnej wokół gawry.

- Niestety, w niedzielny wieczór 12 listopada naruszyli spokój gawrującego zwierza, prowokując dramatyczną sytuację, której stali się uczestnikami - zaznaczyli leśnicy.

O całym zdarzeniu nadleśnictwo powiadomiło policję i Regionalną Dyrekcję Ochrony Środowiska w Rzeszowie.

Łukasz Synowiecki, który był w niedzielę z kolegą w okolicach gawry podkreślił, że miejsce gawrowania nie było strefą objętą zakazem wstępu.

- Odwiedziliśmy wydzielenie, w którym latem tego roku odkryliśmy wycinkę prowadzoną w pobliżu gawry niedźwiedzia. Samego ataku na kolegę nie widziałem, usłyszałem tylko jego krzyki i ryk zwierzęcia. Sam zacząłem krzyczeć i biec w tamtym kierunku, niedźwiedź wówczas odpuścił atak i uciekł - dodał.

Synowiecki potwierdził, że aktywiści latem zgłosili fakt istnienia gawry zarówno do Nadleśnictwa Lutowiska, jak i do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska, wnosząc o ustanowienie strefy ochronnej.

- Niestety od tamtej pory, mimo próśb o dopuszczenie do postępowania, nie dostaliśmy żadnej informacji o podjętych krokach - ani od RDOŚ ani od leśników, mimo licznych okazji ku temu, z wyjątkiem ogólnego powiadomienia o wszczęciu postępowania - podkreślił.

Aktywista zaznaczył, że - mając - niestety - bardzo złe doświadczenia odnośnie wcześniejszych zgłoszeń, a nawet niszczenia ustanowionych stref, postanowił z kolegą sprawdzić stan wydzielenia w terenie, co doprowadziło do niebezpiecznego zdarzenia.

- Nie zastosowaliśmy się w pełni do zasad bezpieczeństwa. Obaj dochodzimy teraz powoli do siebie, ale nie zmienia to faktu, że czujemy się źle z sytuacją, w której, działając z dobrych pobudek, zakłóciliśmy spokój niedźwiedzia. Gdyby była ustanowiona tam strefa ochronna nie doszłoby do tej sytuacji - przyznał Synowiecki.

Aktywista zarzuca leśnikom, że przeprowadzili w pobliżu gawry, wycinkę drzew, według niego w odległości tylko 60 metrów.

Synowiecki zwrócił uwagę, że na Podkarpaciu są tylko dwie strefy ochronne dla niedźwiedzi. Jego zdaniem, pracownicy Lasów Państwowych świadomie tych miejsc (gawr) nie zgłaszają.

- Dopiero po naszej interwencji w RDOŚ coś w tej sprawie zaczęło się dziać w przypadku tej gawry, gdzie doszło do ataku. W efekcie, większość bieszczadzkich niedźwiedzi żyje poza strefami ochronnymi. Do ich matecznika może wejść każdy. A ich brak prowadzi do niebezpiecznych sytuacji, takich jak ta z niedzieli - przyznał Synowiecki.

Ekolodzy postulują, że ustanowić strefy ochronne wokół wszystkich zidentyfikowanych gawr - niezależnie od tego, czy w danym momencie są zajęte przez niedźwiedzia, czy nie. Powinny to być strefy całoroczne, a nie czasowe.

Jak przekonują, ustanowienie takich stref zmniejszy liczbę niebezpiecznych zdarzeń i zapewni niedźwiedziom odpowiednie warunki bytowania oraz ochroni je przed niepokojeniem.

-Tak przez leśników, jak i przez aktywistów - dodał Synowiecki.

Mężczyzna, który został w niedzielę zaatakowany przez niedźwiedzia przebywa w szpitalu w Krośnie. Odniósł rany szarpane i kąsane twarzoczaszki, a także ramienia, nóg oraz pleców. Jak poinformowała przedstawicielka szpitala, rany powoli się goją. 56-letni mężczyzna zostanie w placówce jeszcze kilkanaście dni.(PAP)

Autor: Wojciech Huk

huk/ mark/

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%