PAP Life: W środę rano (rozmowa odbyła się 10 września) dowiedzieliśmy się, że w nocy rosyjskie drony naruszyły polską przestrzeni powietrzną. Co pan wtedy pomyślał?
Tomasz Karolak: Oczywiście nie ma już złudzeń, że jesteśmy w czasie, w którym bardzo prawdopodobny jest konflikt zbrojny z udziałem Polski. Zagrożenie jest bardzo duże. Zobaczymy, czy te wszystkie mechanizmy odstraszania zadziałają. Z historii wiemy, że zawsze mieliśmy z tym wschodnim sąsiadem problemy. W środę rano pomyślałem, że stało się to, co chyba wszyscy podświadomie czuli, że w końcu nastąpi: zacznie się prowokowanie Polski. A z drugiej strony zacząłem myśleć o tym, co tu zrobić, żeby rodzina była bezpieczna.
PAP Life: Niektórzy kupili mieszkania na południu Europy, mając nadzieję, że tam w razie czego wojna nie dotrze.
T.K.: No tak, Polacy kupują nieruchomości w Hiszpanii, we Francji i tak dalej. Może to jest jakieś rozwiązanie. Zobaczymy, jak to się wszystko potoczy.
PAP Life: Rozmawia pan ze swoimi dziećmi o tej sytuacji?
T.K.: Oczywiście, dzisiaj także. Moje dzieci są świadome, tego co się dzieje. Córka w listopadzie skończy 18 lat, syn ma 12. To są osoby już z innego pokolenia, które mówią po angielsku, więc nie ma problemu, żeby na przykład uczyły się za granicą. Ale przyznam, że gdzieś w głębi serca liczę na to, że nie dojdzie do tych najbardziej radykalnych rozstrzygnięć. Przyznam, że od rana próbuję sobie to wszystko poukładać. Ale jedno jest pewne: jestem patriotą i, jeśli trzeba będzie bronić ojczyzny, to będę bronił.
PAP Life: Pochodzi pan z rodziny wojskowej, wychował się pan na wojskowych osiedlach. Jakie ma pan wspomnienia z tego czasu?
T.K.: Mieszkaliśmy wtedy nad morzem, w strefie zmilitaryzowanej i nie było żartów. Pamiętam stanowiska rakietowe, widziałem ćwiczenia. Potem rodzice pracowali w 1 Pułku Lotnictwa Myśliwskiego Warszawa w Mińsku Mazowieckim. Ostatnio, po śmierci majora Krakowiana, wróciło do mnie rykoszetem takie wspomnienie, że raz na jakiś czas któryś z naszych sąsiadów, który był pilotem - latali na MiG-ach 21, odchodził. Awaryjność tych samolotów była bardzo duża, ale wtedy nie mówiło się o tym głośno. Pamiętam też oczywiście nocne alarmy. Nad blokiem w Ustroniu Morskim był pas podejścia do lądowania MiG-ów-23 radzieckich, które stacjonowały w Bagiczu pod Kołobrzegiem. Teraz tam jest chyba lotnisko sportowe czy rekreacyjne, ale wtedy było wojskowe. Zasypiałem przy huku lądujących odrzutowców i cały czas była taka atmosfera, że w każdej chwili możemy zostać zaatakowani.
W trakcie stand-upów opowiadałem taką anegdotę, że mamy nie bały się nas wypuścić do lasu, bo ten las był wojskowy. Kilkaset hektarów było ogrodzone, więc wiadomo było, że po płocie wrócimy do domu. Może zostałem aktorem, bo uciekłem na drugą stronę tego wszystkiego?
PAP Life: Kiedy umawialiśmy się na rozmowę, powiedział pan, że wieczorem wybiera się na pokaz filmu "Duże zwierzę" Jerzego Stuhra, w którym debiutował pan na ekranie. Jakie refleksje ten film w panu wywołał?
T.K.: Bardzo zatęskniłem za tą atmosferą początku lat 90-tych. I za tymi ludźmi. Za Teatrem Starym w Krakowie, gdzie oglądałem pierwsze przedstawienia. Miałem takie szczęście, że były wybitne spektakle, w których grali Stuhr, Frycz, Bielska, Peszek. Zatęskniłem za tym czasem, kiedy człowiek nie myślał o filmie, o serialu. Oglądanie "Dużego zwierza" było dla mnie przeżyciem duchowym. Ten film był kręcony na taśmie, czego się już dzisiaj nie robi. Przypomniał mi się Jerzy Stuhr, który daje mi uwagę: "Bądź sobą". Zresztą do tego Stuhrowego "Bądź sobą" potem doszły inne rady Mikołaja Grabowskiego, Jerzego Treli, itd. Więc zatęskniłem, ale uświadomiłem sobie, że tamte czasy nigdy już nie wrócą. Świat się zmienił, a może ja się starzeję i dlatego taka nostalgia mnie nachodzi. Cóż, trzeba dalej budować swój świat, robić swoje, bo tego, z czego wyrosłem i się szczycę, już nie ma.
PAP Life: I dlatego poszedł pan do "Tańca z gwiazdami"? Po co to panu?
T.K.: Może jestem w kryzysie pięćdziesiątki? Wie pani, stanąłem przed lustrem i stwierdziłem, że ciężko u mnie z samoakceptacją. To pierwsza sprawa. Druga: to świadomość ciała. Mimo że cały czas staram się ruszać. No a trzecia: jeżeli jest taki bat nad tobą, jak transmisja na żywo w niedzielę i musisz wyjść, to nie ma zmiłuj, musisz trenować. Mój udział w "Tańcu z gwiazdami" jest wyłącznie moją decyzją dotyczącą tego, że chciałbym przełamać w sobie jeszcze jakieś opory i pokonać jakieś kompleksy. Tylko tyle. Zamierzam zresztą się dobrze bawić, bo wiadomo, że zawodowym tancerzem nigdy nie zostanę, ale spróbuję odnaleźć w tym jakiś fun, może jakąś emocję. Zobaczymy. Natomiast jest to moje załatwianie sprawy ze sobą samym na oczach widzów. Nie interesują mnie tu wygrane czy przegrane, w ogóle żadna rywalizacja nie wchodzi w grę. Rozmawiamy przed pierwszym odcinkiem i już jestem szczęśliwy, że od tych trzech, czterech tygodni trenuję, bo widzę same pozytywne rzeczy. Wreszcie mogę patrzeć na siebie w lustrze, bo wcześniej różnie z tym bywało.
PAP Life: Po pięciu latach wróciła do telewizji "Rodzinka.pl". Pierwszy odcinek drugiej serii wywołał sporo emocji. Niektórzy chwalą. Inni krytykują, że jedziecie po bandzie, obrzucacie się inwektywami, że są tam kwestie łóżkowe. A pierwsza "Rodzinka" była taka sielankowa.
T.K.: Obserwuję te dyskusje. Dokładnie takie same były, kiedy wchodziła "Rodzinka" w 2011 roku. Część ludzi zarzucała nam, że tak polska rodzina nie wygląda, a część była za. Ten serial wcale nie pokazywał przypudrowanej rodziny, często poruszaliśmy bardzo ważne lub nawet skrajnie ważne i trudne tematy związane z seksualnością czy z wiarą. Jeżeli ktoś myślał, że teraz będziemy robić to samo, wchodzić w tę samą rzekę, to się pomylił. Zresztą nie da się tego robić, choćby z tego powodu, że chłopcy są starsi. Ale i nasze dzieci w domach też urosły.
PAP Life: A wy się postarzeliście.
T.K.: Myśmy się postarzeliśmy, więc te problemy poszły w dalszą drogę. I to naiwność oczekiwać od serialu, który, co prawda, nigdy nie był dla dzieci, ale dzieci go podglądały, żeby teraz proponować widzom dokładnie to samo. Absolutnie świadomie z Patrykiem Yoką na czele, reżyserem, postanowiliśmy opowiedzieć o nastolatkach i o naszym kryzysie, który jest w każdym domu. Poczekajmy na następne odcinki. Myślę, że ten odbiór się ustabilizuje i ludzie zobaczą, co tym razem chcieliśmy powiedzieć o nas samych.
PAP Life: Już mało kto o tym pamięta, ale pierwsze pięć sezonów to był format kanadyjski "Les Parent".
T.K.: Potem, na fali tego sukcesu, Kanadyjczycy, doceniając kunszt pisarski Karola Klementewicza i Patryka Yoki, zgodzili się - z tego co wiem, tylko w Polsce - że możemy zrobić kontynuację. Siłą rzeczy, kiedy scenariusz zaczął powstawać w Polsce i myśmy się osadzili w tych rolach, to scenarzyści, którzy mają z nami bezpośredni kontakt, obserwują nas, losy naszych rodzin, znają tematy, które przynosimy na plan, ale też mają swoje rodziny, wprowadzili wątki, które miały dużą dozę autentyczności. Ta część publiczności, która się z nami identyfikuje, podkreśla, że "to jest tak, jak u nas w rodzinie".
PAP Life: Ile z siebie dał pan Ludwikowi Boskiemu?
T.K.: Ja zawsze szukam siebie samego w danej postaci. Rzeczywiście, w pewnym momencie, zacząłem się zastanawiać, jak ja się zachowuję na tym planie. Wydaje mi się, że część to jestem ja, a część to jest mój ojciec. Czyli gram wyobrażenie ojca, jakie sam mam w głowie. To jest taki Karolak Andrzej i Karolak Tomasz - tak mi się wydaje.
PAP Life: Teraz mnie pan zaskoczył. Bo Ludwik Boski wydaje się dość spolegliwym facetem, a pan na takiego nie wygląda.
T.K.: Ale Ludwik też ma momenty, kiedy potrafi z Natalią pójść na zwarcie. Natomiast oczywiście ta umiejętność rozwiązywania konfliktów rodzinnych przez kompromis to jest cecha Ludwika, która wszystkim nam by się przydała. I w tym sensie kobiety kochają Ludwika, bo chciałyby, żeby ich mężowie tak się zachowywali - żeby nie skazywać się na ciche dni w domu, tylko rozmawiać. Bo to jest w tej "Rodzince.pl". Wobec tego ja daję z siebie część, a druga część to jest mój żart na temat mojego ojca Andrzeja.
PAP Life: Jak rola Ludwika wpłynęła na pana życie?
T.K.: Zobaczyłem, że rodzina może być tworem fascynującym, może być cudownym mikrokosmosem. I to też zmieniło nastawienie do mojej własnej rodziny, którą bardzo ostrożnie zakładałem, podchodząc nieufnie do tej komórki społecznej. Granie Ludwika Boskiego przeniosło się u mnie bezpośrednio na moje bycie z dziećmi, budowanie przestrzeni, w której moja rodzina się znajduje. Czy mi to wyszło, czy nie, to jest zupełnie inna sprawa, ale na pewno się starałem i na pewno chciałem. To wszystko wzięło się z pracy w serialu o polskiej rodzinie.
PAP Life: Chociaż przyznał pan, że praca w "Rodzince" zabierała tak dużo czasu, że prawdziwa rodzina była zazdrosna.
T.K.: Tak, moim zdaniem było pewnego rodzaju cierpienie, bo spędzanie ze sztuczną rodziną więcej czasu niż z własną zawsze się odbija. Najlepszy tata na ekranie, a jaki w domu? Ale niestety ten zawód jest bezlitosny, nie bierze jeńców. Koszt, który zapłaciłem za sukces, nie tylko "Rodzinki", ale i sukces "Listów do M.", "39 i pół" i jeszcze kilku innych produkcji, był duży. Nie chcę się tutaj nad sobą, broń Boże, użalać, bo to był mój wybór, ale ta cena jest wysoka.
PAP Life: W wywiadach często pan mówi o nowym wzorcu męskości, transformacji, jaką pan przeszedł. Jak pan się dziś weryfikuje jako mężczyzna? Przez pracę, ojcostwo, partnerstwo?
T.K.: Ojcostwo jest dla mnie najważniejsze. Ale też człowiek się rozwija i zaczyna rozumieć, dlaczego został aktorem. Zastanawia się, dlaczego przyciąga takich, a nie innych ludzi do siebie. Mówię też o bardzo bliskich relacjach, których miałem kilka. Odkryłem, że powtarzam pewne zachowania, które wynikają z moich kompleksów i bolesnych doświadczeń. Jestem - i to trzeba powiedzieć - mężczyzną, który przeszedł różne rzeczy, również pogardę w związku i w moim mniemaniu niesprawiedliwą ocenę. Dzisiaj analizuję, w jakim jestem momencie życia. I to, co mnie buduje, to jest, że widzę w swoich dzieciach te dobre cechy, które starałem się im przekazać. Nie gadaniem. Zresztą dzieci nas nie rozumieją, tylko naśladują. Wobec tego, jak ja widzę, że moje dzieci mają zamiłowanie do sztuki, że interesuje ich oglądanie ambitnych filmów, że chodzą chętnie do teatru, zwiedzają, patrzą na architekturę, to jestem szczęśliwy. Natomiast jakbym miał powiedzieć szczerze, w którym teraz momencie jestem z tymi swoimi wszystkimi teoriami, no to znowu jestem Tomkiem, który ma przed sobą otwarty świat. Bo im więcej wiem, tym mniej wiem, po prostu.
PAP Life: Zapytam pana jeszcze o Imkę. Jakiś czas temu wynieśliście się z Bemowa. Mam nadzieję, że Imka nie znika?
T.K.: Imka jest teraz Imką w locie, na razie nie ma stałej sceny w Warszawie. Wynieśliśmy się z Bemowa, bo przestał nam tam sprzyjać klimat. Zresztą, co tu będę ukrywał, po prostu bycie na Bemowie okazało się za drogie. Powiem też szczerze, że znaleźć ludzi, którzy dobrze zarządzają teatrem, jest naprawdę sztuką. Ci menadżerowie kultury to jest naprawdę jakiś ewenement, a często błędy moich współpracowników rzutują na mnie: bo to Karolak założył ten teatr. Myślę, że Imka zrobiła kilka bardzo ważnych przedstawień w Polsce i jest marką, która przetrwa. Bez żadnych górnolotnych słów, ale robimy swoje. Nowa siedziba się szykuje. A spektakle teatru Imka: "Wypiór" z Magdaleną Boczarską i Mateuszem Banasiukiem; "Niespodziewany powrót", który gram z Danielem Olbrychskim, wspólnie z Kamilem Kulą; czy też premiera, którą przygotowujemy z Małgosią Kożuchowską, w reżyserii Łukasza Kosa, będą grane w Polsce, zarówno na scenach komercyjnych, jak i festiwalach. Również na "Boskiej Komedii", która jest najbardziej prestiżowym festiwalem teatralnym w Polsce. Nowa siedziba się szykuje, więc nie tracę nadziei, że wszystko się poukłada. (PAP Life)
Rozmawiała Iza Komendołowicz
ikl/ ag/ moc/
Tomasz Karolak - aktor, muzyk, satyryk, założyciel Teatru Imka. Ma 54 lata. Za czwartym podejściem dostał się do Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie, którą ukończył w 1997 roku. Występował na deskach wielu teatrów, na dużym ekranie debiutował rolą posterunkowego w filmie "Duże zwierzę". Ma w dorobku kilkadziesiąt ról filmowych i serialowych. Popularność przyniosła mu rola w serialu "39 i pół" oraz Ludwika Boskiego w serialu TVP "Rodzinka.pl" (2011-2020). Od 6 września emitowany jest drugi sezon "Rodzinki". Jesienią będzie uczestniczył w 17. edycji "Tańca z gwiazdami". Ma 54 lata, dwoje dzieci: 17-letnią Lenę i 12-letniego Leona.
Czołowe zderzenie aut. Młody mężczyzna poważnie ranny
Proszę osobę poszkodowaną o kontakt 664694990
Dominikk
23:19, 2025-07-20
Żołnierz z 3 PBOT w ekstremalnym wyścigu dookoła Polski
W terytorialsach drzemie niespotykana moc i siła 🔥
Eu.zak
16:32, 2025-07-12
Groźny wypadek. Są ranni, lądował LPR!
Proszę osoby poszkodowane o kontakt 664694990
Dominikk
22:23, 2025-05-22
87-latek jechał autostradą pod prąd
Dziadka do domu starców w takim wieku.... Morderca na kółkach.
Dziadko
10:20, 2025-03-14